Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MacFly
Wiedźma
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 4560
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Niemalże Wymarłe Miasto Płeć:
|
Wysłany: Nie 21:53, 02 Paź 2005 Temat postu: Mystic Art NR 25/2004 czerwiec |
|
|
Jak zapewne niektórzy z was wiedzą gościliśmy w Polsce w kwietniu Tuomasa Holopainena, lidera fińskiej grupy Nightwish. Spędziliśmy w jego towarzystwie dobę z okładem, wystarczająco czasu, by się nieźle poznać i znaleźć wspólny język. Dlatego tekst, który macie okazję dziś przeczytać nie jest zapisem typowego wywiadu, robionego w ściśle określonym czasie, w stresie i pośpiechu. Nie jest konfrontacją artysty z dziennikarzem, w której obie strony dobrze znają reguły gry i swoje w niej miejsce. Poniższy tekst to fragmentaryczny zaledwie zapis długiej, swobodnej rozmowy, którą odbyliśmy przy szklance zimnego piwa w zacisznym barze warszawskiego hotelu „Rejtan”. Dlatego też znajdziecie tu informacje, których w innych publikacjach na temat Nightwish próżno szukać. Dowiecie się między innymi, Ze Tuomas przyjaźnił się z Kaczorem Donaldem, kogo chrzcił jego dziadek i jak brzmi nowe imię lidera Nightwish w języku Lakota.
Płyta nosi tytuł Once, który można przetłumaczyć jako „Niegdyś”. Do tego ten nagrobek na okładce… Przemijanie jako myśl przewodnia nowego albumu?
Jesteś na właściwym tropie, ale więcej nie powiem. Nigdy nie zgodzę się na interpretowanie własnych tekstów, nigdy nie wyjaśniam, co symbolizują tytuły, ani co kryje się za grafikami zdobiącymi okładki. Wszystko to ma swoje znaczenie, ale gdybym je odkrył tak po prostu, odarłbym Nightwish z tajemnicy, która w naszym przypadku ma niebagatelne znaczenie. Bogactwo sztuki polega na tym, że każdy może interpretować ją na swój sposób. Proszę wiec nie zadawać mi takich pytań, bo i tak uchylę się od odpowiedzi.
Dobrze, już nie będę. Zamiast pytać, stwierdzam fakt – „Once” jest płytą o czasie przeszłym. Chociaż zdarzają się od tej reguły wyjątki, jak choćby utwór „Planet Hell”, będącą zaskakująco aktualnym komentarzem do tego, co dzieje się na świecie.
Piszę tylko o rzeczach dla mnie ważnych, tylko o tym, co mnie naprawdę interesuje – tak też było w tym przypadku. Nigdy jednak nie miałem zamiaru przemycać w nich oświadczeń o charakterze politycznym czy ekologicznym. Nie prawię kazań, nie zamierzam nikomu mówić, jak powinien żyć. Mogę mieć jednak swoje zdanie na każdy temat i tym razem napisałem, co myślę o otaczającym nas świecie. To Planeta Piekło – inaczej nie sposób go nazwać.
Wszyscy już wiedzą, że do pomocy w nagraniu epickiej ballady „Creek Mary’s Blond” zaciągnąłeś Johna Dwa Jastrzębie. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę z tego, że znalazłeś go nie w rezerwacie, ale w… Internecie.
Och, mógłbym o tym opowiadać godzinami! „Creek Mary’s Blond” to mój ulubiony utwór Nightwish… Od samego początku chciałem, zaangażować do współpracy przy nim Indianina z krwi i kości. Niewiele zespołów przed nami zrobiło cos podobnego, nie tylko na scenie metalowej. W pierwszym odruchu zadzwoniłem do fińskiej ambasady w Stanach i poprosiłem o pomoc, a oni poradzili mi, żebym pogrzebał w Internecie. Tak też zrobiłem. Odpaliłem wyszukiwarkę, wpisałem hasło: Native American musicians i pierwsza strona, jaka znalazłem, była strona Johna Dwa Jastrzębie. Napisałem do niego maila i po godzinie miałem odpowiedź. Zgodził się! Zwykle obwiniam Internet o wszystko, ale nie da się ukryć, ze miewa on również swoje dobre strony [a no miewa, gdyby nie Internet nie miałbyś z pewnością tak wielu fanów, drogi Tomku]
Miałeś cały numer gotowy przed poznaniem Johna, czy pozwoliłeś mu dorzucić swoje trzy grosze?
Ogólny zarys kompozycji miałem już wcześniej, w tym partie o których zagranie go poprosiłem/ Jednak w studiu John zaczął trochę improwizować i na płytę trafiły rzeczy, których tam miało nie być, w tym jego krzyk, który słuchać mniej więcej w połowie utworu. John to wspaniały muzyk i wspaniały człowiek. Gościł w Finlandii kilka dni, więc mieliśmy okazje do długich rozmów. Odkryłem, że mamy ze sobą wiele wspólnego…
Naprawdę? Co może łączyć urodzonego i wychowanego w stanach Indianina z metalowcem z fińskich lasów?
Sposób w jaki postrzegamy świat i role wartości duchowych w naszym życiu. Dwa Jastrzębie ciągłe komunikuje się ze swoimi przodkami. Zresztą tuż przed wyprawą do Finlandii odwiedził go we śnie duch jednego z przodków i powiedział mu, że warto skorzystać z naszej propozycji, że warto z nami nagrywać. [Wow, w zaświatach też słuchają Nightwish!] wiesz, że John nadał mi nawet indiańskie imię? Odprawił przy tym cała ceremonię, z paleniem magicznych ziół, śpiewem i tym wszystkim… Teraz jestem Sunkmanitutanka Nagi, czyli Wilkiem Cienia.
Twierdzisz, że Muzyka Nightwish to twoja metalowa interpretacja arcydzieł muzyki filmowej. Co tak fascynującego w niej znajdujesz?
Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale ten właśnie rodzaj muzyki inspiruje mnie najbardziej, tego kocham słuchać, gdy odpoczywam w domu. Jako kompozytor również staram się podążać w tym kierunku. Więcej emocji znajduje z tych dźwiękach, niż w muzyce klasycznej…
To ciekawe. Wyżej cenisz błyskotliwych rzemieślników na usługach Hollywood od prawdziwych geniuszy z przeszłości, takich jak Bach czy Beethoven?
Rzeczywiście, tak właśnie jest. Być może bierze się to z tego, że przed 12 lat nauki gry na pianinie zmuszany byłem do wykonywania tylko klasycznych kompozycji i mam ich już serdecznie dosyć? Nie tylko o to jednak chodzi. Dobra muzyka filmowa ma wiele wymiarów, instrumenty klawiszowe maja w niej olbrzymie pole do popisu, podobnie jak różne partie wokalne, instrumenty perkusyjne. Do tego zapierające dech w piersiach połączenie dźwięku z obrazem! Moją ambicją jest komponowanie dla Nightwish takich utworów, które można nie tylko usłyszeć, ale również zobaczyć…
Może nagralibyście, wzorem innych zespołów, płytę z kowerami? Z tą roznicą, że byłyby to kowery najciekawszych twoim zdaniem tematów filmowych lub piosenek z soundtracków? Pierwszy krok już robiliście, przerabiając „Walking In The Air”…
Wiesz, że nigdy na to nie wpadłem? Doskonały pomysł! Tym bardziej, że już od dłuższego czasu nosimy się z zamiarem nagrania płyty, albo przynajmniej mini-albumu, z kowerami. Niektórzy tego nie lubią, ale ja uwielbiam grać cudze numery, robić własne wersje znanych kompozycji. Albo raczej perwersje… (śmiech) Tak czy owak, muszę się zastanowić nad tym co powiedziałeś. Może coś z tego będzie.
Kto jest twoim ulubionym kompozytorem soundtracków? Niektóre melodie Nightwish mogły by podchodzić pod Nenio Morricone. To dobry trop?
Bardzo go lubię, jest naprawdę świetny, ale moim faworytem pozostaje od lat Hans Zimmer, autor muzyki do takich filmów jak „Gladiator”, „Król lew” czy „Hannibal”.
Utworem promującym nowa płytę jest „Nemo”. Dlaczego właśnie ta kompozycja trafiła na pierwszy singiel?
To była najłatwiejsza decyzja w karierze tego zespołu, chociaż przyznam ci się, że nienawidzę singli. Albumy komponuję jako zamkniętą całość i nie cierpię, kiedy ktoś zmusza mnie do wyrywania z kontekstu jednego utworu, choć wiem, ze to zło konieczne. „Once” składa się głównie z długich, bardzo złożonych kompozycji, a numer singlowy musi być krótki, prosty i mieć chwytliwy refren. W związku z tym, wybór zawęził się nam właściwie do dwóch utworów. Pierwszym z nich był „Nemo”, drugi to „I Wish I Had An Angel”, z którego zresztą zrobimy kolejny singiel.
Zastanawia mnie pochodzenie tytułu „Nemo”. Chyba nie ma nic wspólnego z disneyoska kreskówka?
(śmiech) Ciągłe mnie ludzie pytają, czy chodzi o rybę z filmu, czy może o kapitana statku podwodnego. Ani jedno, ani drugie! Muzyka i tekst tego utworu były gotowe, zanim w ogóle usłyszałem o filmie. Mało tego, od razu wiedzieliśmy, ze to będzie singiel! Nemo to po prostu Nikt po łacinie. Zafascynowało mnie brzmienie tego słowa, stad tytuł. Kiedy dotarło do mnie, jak wielkim hitem stał się „Gdzie jest Nemo?”, byłem w lekkim szoku i zastanawiałem się, co z tym fantem zrobić. Doszedłem jednak do wniosku, ze mam takie samo prawo do używania tego słowa jak każdy inny i nie muszę nic zmieniać tylko ze względu na zabawny zbieg okoliczności. Chociaż, jest taki fragment tekstu, który brzmi Nemo saling home/Nemo letting go. W wersji pierwotnej było Nemo saling home/ Nemo finding home, ale to już za bardzo kojarzyło się z filmem. [Oryginalny tytuł bajki to „Finding Nemo” – JS] Musiałem to zmienić.
Jeszcze jedno skojarzenie filmowe a propos „Nemo”. Wasze zdjęcie z okładki singla przypomina plakat „Drużyny Pierścienia”…
Chciałem, by okładka przypominała plakat filmowy, to prawda. Nie miałem jednak na myśli tego konkretnego filmu. Chciałem jedynie, żebyśmy wyglądali na piec gwiazd kina. Niestety, okazało się, że nie wszystkim się ten żart spodobał. Ludzie Pisza do nas w mailach: Hej, co się z wami dzieje? Przecież to wygląda jak plakat filmowy! (śmiech) Nie mogę wszystkim tłumaczyć, że o to właśnie chodziło.
Ocean, woda, motyw żeglowania – wszystko to bardzo często powraca w twoich tekstach i na okładkach Nightwish. Co tak ciągnie cię ku morzu?
Nie mam pojęcia, ale masz rację, morze niezmiernie mnie fascynuje… Kiedy patrzę na ocean, na kłębiące się fale, doświadczam najbliższego kontaktu z naturą, jaki jestem sobie w stanie wyobrazić. Wszystkie ziemskie formy życia przecież wyszły z głębin, my również – i kiedyś tam wrócimy. To wspaniałe uczucie, bardzo inspirujące. Uwielbiam również symboliczne znaczenie oceanu, który porównać z ludzkimi emocjami. Może być bardzo spokojny i cichy, albo gniewny, skrajnie niebezpieczny.
Żeglujesz?
Nie, nigdy tego nie robiłem. Moi rodzice i dziadkowie również. Pochodzę z Karelii, krainy lasów, do morza mam daleko. Za to nurkuję, kiedy tylko czas mi na to pozwala.
Wśród fińskich fanów metalu popularni jesteście od lat, ale parę miesięcy temu, dzięki urodzie Tarji, weszliście na salony. Możesz o tym opowiedzieć?
6 grudnia obchodzimy w Finlandii święto narodowe. Z tej okazji odbywa się co roku w pałacu prezydenckim wielki bal, na który zaproszenie dostają wszyscy, którzy liczą się w kraju – politycy, biznesmeni, artyści. To największe wydarzenie towarzyskie w Finlandii, zawsze szeroko komentowane przez media. W grudniu ubiegłego roku zaproszono również Tarję, jako przedstawicielkę Nightwish. Poszła… i została Królową Balu! Zespół też na tym skorzystał, bo natychmiast zainteresowały się nią media, które do tej pory o nas nie pisały, z kolorową prasą kobiecą na czele.
Dlaczego ona reprezentuje zespół na takich imprezach? Przecież to ty jesteś liderem?
Tarja jest nie tylko głosem, ale również twarzą Nightwish. Nigdy nie podchodziłem do tych spraw ambicjonalnie. Doskonale rozumiem, że fani wolą patrzyć na Tarję, niż na mnie. Prawdziwi fani wiedzą, jaka jest moja rola w zespole, nie muszę pchać się na świecznik.
Sytuacja czysto hipotetyczna – gdyby Tarja odeszła, szukałbyś nowej wokalistki dla Nightwish?
Nie. Rozwiązałbym zespół i nie nagrywałbym już niczego pod szyldem Nightwish. Na szczęście na nic takiego się nie zanosi. Tarja nigdy nie była bardziej przekonana do śpiewania w Nightwish, niż dzisiaj.
Rok czy dwa lata temu szeptało się jednak, że albo opuści zespół na dobre, albo przynajmniej zrobi sobie długa przerwę. Ile w tym mogło być prawdy?
Trochę było. Tarja rzeczywiście wzięła sobie wolne od zespołu, ale tylko na kilka miesięcy… Studiowała śpiew klasyczny w Niemczech, wiec po prostu umożliwiliśmy jej bezstresowe skończenie szkoły i zdobycie dyplomu. Od początku jednak planowaliśmy powrót na scenę, nie było mowy o rozwiązaniu grupy.
Czy Tarja nie boi się, że śpiewając w zespole metalowym, rujnuje swoją potencjalną karierę w operze? Żeby tam do czegoś dojść, trzeba wcześnie zacząć i ostro walczyć. A ona traci czas na jakieś hałasy…
Wszystko ma swój czas. Gdyby teraz zrezygnowała z Nightwish, byłaby głupia. Nie zamierza jednak niczego robić, bo bardzo podoba jej się nasza muzyka, lubi jeździć na trasy i śpiewać te piosenki. Powiedziała mi to podczas bardzo szczerej rozmowy. Owszem, wspomniała też, że pewnego dnia będzie chciała spróbować swych sił w operze, ale na razie liczy się tylko Nightwish. Wiesz, rzeczywiście przeszliśmy poważny kryzys, jakieś trzy lata temu. Żeby uratować zespół zaczęliśmy rozmawiać ze sobą, bez żadnych ogródek,,, i udało się.
Co było przyczyną tego kryzysu?
Ja. Odszedłem z zespołu i nie byłem jego członkiem przez jakieś trzy tygodnie,,, Klasyczna sprawa – za dużo koncertów, za mało rozmów. Pierwsze lata istnienia zespołu i pierwsze sukcesy bardzo nas od siebie oddaliły. Sporo wysiłku kosztowało nas odzyskanie wzajemnego zaufania i entuzjazmu wobec muzyki, ale teraz atmosfera w zespole jest wspaniała. Wiem, że to brzmi mało odkrywczo, ale kluczem do wszystkiego jest szczera rozmowa. Bez niej nie ruszylibyśmy z miejsca.
Nie próbowaliście topić stresu w alkoholu albo zagłuszyć go dragami?
Nałogu alkoholowego czy narkomanii nie można tłumaczyć stresem. To wszystko rozgrywa się w twojej głowie, trzeba nad tym panować… Nikt nie musi korzystać z wszystkich okazji do wypicia kielicha, nie trzeba bywać na wszystkich imprezach na które się jest zapraszanym. Najważniejsze to jednak utrzymać kontakt z rodzina, zachować zdrowe proporcje pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Trasa promującą „Wishmaster” była zdecydowanie za długa, dlatego teraz postawiliśmy warunek, który nie podlega negocjacji – możemy przebywać w trasie maksymalnie cztery tygodnie pod rząd, a potem mamy minimum 10 dni wolnego.
Czy wspólne podróżowanie z kobietą, w dodatku tak atrakcyjną jak Tarja, nie nastręcza innego rodzaju trudności? Wiesz, co mam na myśli…
(śmiech) śmiało! Pytaj o co chcesz…
Mówiąc wprost, chciałbym się dowiedzieć czy któryś z was nie próbował uwiesić Tarji?
Nie, w tym zespole to niemożliwe… Kiedy poznałem Tarję, mieliśmy po 12 lat. Łączy nas wielka przyjaźń, ale traktuję ją jak siostrę, nie byłbym w stanie spojrzeć na nią jak na kobietę. Oczywiście, kiedy podróżujemy razem autokarem, musimy się kontrolować i nie zachowywać zbyt głośno. Staramy się też nie opowiadać przy niej niektórych dowcipów. (śmiech).
Zdajesz sobie sprawę z tego, że kiedy okazało się, że jesteście bez kontraktu, wytwórnie płytowe omal się o was nie pobiły?
Coś tam słyszałem, ale nie zgłębiałem tematu. Spytaj Ewo, naszego menadżera, on wie na ten temat znacznie więcej. I nie mówi mi wszystkiego, bo ja nie chcę o tym słyszeć. (śmiech)
Czy zakładając Nightwish spodziewałeś się, że możecie osiągnąć tak wielki sukces?
No co ty? Pierwsze dymówki nagrywaliśmy dla zabawy i nie spodziewaliśmy się, że ktoś mógłby to potraktować poważnie. Zresztą ja miałem już wtedy dwa zespoły, Darkwoods My Betrothed i Nattvindens Grat, z którymi też nie wiązałem zbyt wielkich planów. Dostałem się właśnie na studia, Tarja i Sami również. Mieliśmy się właśnie rozstać i zająć poważnymi sprawami, gdy się to wszystko zaczęło.
Wiemy już kiedy, a teraz powiedz jak…
Pojechaliśmy z Nattvindens Grat na wspólną trasę po Europie z grupą Babylon Whores. Po jednym z koncertów ktoś przedstawił mnie Ewo Rytkonenowi, który wtedy pracował dla wytwórni Spinefarm. Byłem bardzo przejęty, ale zdobyłem się na odwagę i wcisnąłem mu taśmę demo Nightwish, zawierająca trzy utwory. Ewo wziął piwo, zamknął się w autokarze i puścił sobie kasetę. Po jakimś czasie wyszedł i powiedział: W porządku, podpisujemy umowę.
Ewo to ważna postać w biografii Nightwish, prawda?
Kiedy w 2001 roku zespół popadł w ten poważny kryzys, o którym wspominałem wcześniej, udało się wyjść z dwóch powodów. Pierwszym z nich była zmiana basisty, drugim – przejęcie przez Ewo naszych interesów. Wcześniej sam musiałem się o wszystko troszczyć, wiec miałem już dość tego. Teraz Ewo walczy z całym tym gównem, a ja mogę skupić się wyłącznie na muzyce. Poza tym, Ewo to bardzo oryginalny i ciekawy osobnik, drugiego takiego nie ma na świecie. Jest nie tylko naszym menedżerem, ale również jednym z moich najbliższych przyjaciół.
Wspomniałeś zespoły w których stawiałeś pierwsze kroki na metalowej scenie – Darkwood My Beetrothed i Nattvindens Grat. Kiedy ostatnio słuchałeś ich płyt?
Prawdę mówiąc parę ładnych lat temu. Nawet nie mam już własnych egzemplarzy tych grup. Wydaje mi się jednak, że jak na tamte czasy, były całkiem niezłe. Miałem 16 lat, kiedy nagrałem swój pierwszy album, który, był debiut Darkwood My Beetrothed. Byłem bardzo podekscytowany, gdy zobaczyłem swoje zdjęcie we wkładce. Od razu zadzwoniłem do mamy, żeby się pochwalić. (śmiech)
Ponoć nie do końca odpowiada ci medialny szum wokół Nightwish, w trasach koncertowych najbardziej nienawidzisz tego, że ciągle jesteś zakazany na towarzystwo ludzi. Jesteś typem samotnika, prawda?
Tak. Być może ma to jakiś związek z moim dzieciństwem… Wychowywałem się właściwie sam, wśród lasów, a za jedynych przyjaciół miałem wytwory mojej wyobraźni. Wiesz, elfy, trolle i… kaczora Donalda. (śmiech) Bardzo zmieniłem się od tamtego czasu, ale wciąż nie jestem duszą towarzystwa i nade wszystko cenię sobie prywatność.
Spotkałeś się dzisiaj z miłą panią z Ambasady Fińskiej w Warszawie. Ponoć okazało się, że pochodzicie z tej samej miejscowości?
Tak, z Kitee. To niewielkie miasteczko w Karelii, blisko granicy rosyjskiej. Wiesz, co się okazało?
Mój dziadek, który był pastorem, chrzcił tę kobietę! Ale ten świat jest mały…
Karelia to nie tylko opisana w „Kalewali” kolebka waszej kultury, ale również arena bohaterskiej Wojny Zimowej, w której maleńka Finlandia odparła atak Armii Czerwonej. Znasz kogoś, kto brał udział w tej wojnie?
Pewnie. Mój dziadek, ten pastor, był podczas wojny kapelanem na pierwszej linii frontu. (śmiech) Odprawiał msze polowe, pogrzeby itp. Niestety, już nie żyje, więc nie mogę go o nic wypytać. Na szczęście spisał swoje wspomnienia z Wojny zimowej i wydał w formie książki, która cieszyła się w Finlandii sporą popularnością. Pełna jest interesujących i zabawnych historyjek… Pewnego dnia, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, ich oddział znalazła w środku lasu, już po rosyjskiej stronie, opuszczona saunę. Jako prawdziwi Finowie, nie mogli sobie darować świątecznej wizyty w saunie, wiec rozebrali się, rozpalili ogień i weszli do środka. Nagle nadleciał sowiecki samolot i zaczął ich ostrzeliwać. Pociski rozwaliły saunę na kawałki, a dziadek i jego koledzy schowali8 się pod ławeczkami. Nie uciekali, przecież nie mogli przerwać tak ważnej czynności, jak kąpiel w saunie. (śmiech)
Przez pamięć o tamtej wojnie wielu Finów wciąż nienawidzi Rosjan.
To prawda, szczególnie w naszej okolicy. Zresztą Rosjanie niewiele robią, aby zmienić ten negatywny wizerunek. Mieszkam jakieś 12 kilometrów od granicy i widuję ich niemal codziennie. Ciągle nas nagabują, próbując sprzedać wódkę i papierosy z przemytu. O prostytutkach z Rosji nie wspomnę. No, ale wy – Polacy – dobrze wiecie o czym mówie. Mieszkać w kraju położonym pomiędzy Niemcami i Rosją, to dopiero jest historia…
Jarosław Szubrycht
Współpraca Michał Wardzała
-------------------------------------------------------------------------------------
Co robi Tuomas w środku fińskiego lasu w długie zimowe wieczory? Czyta książki i ogląda filmy, słuchając przy tym muzyki. Oto jego prywatna lista przebojów:
Książka
Trylogia „Władca pierścieni” J.R.R. Tolkien
To absolutna klasyka! Wiem, że nie mówię nic oryginalnego, ale to moja ulubiona lektura i nic na to nie poradzę.
Film
„Tańczący z wilkami”
„Braveheart”
Trylogia „Władca pierścieni”
„skazani na Shawshank”
„Jeździec bez głowy”
Muzyka
Ścieżki dźwiękowe filmów
Fińskie zespoły metalowe – m.in. Sonata Arctica, Children Of Bodom, Entwine, Thy Serpent
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Patty
Miss Suryty :P
Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 1590
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Deep Dark Ocean
|
Wysłany: Sob 11:39, 08 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
Cytat: | przy szklance zimnego piwa w zacisznym barze warszawskiego hotelu „Rejtan” |
Hotel Rejtan jest rzut kamieniem on mojego mieszkanka ; szkoda, że ja wtedy jeszcze nieuświadomiona najtłiszowo byłam ; w każdym razie jakby akcja "rejtan" miała się powtórzyć, to logistycznie będzie rozpracowana na cacy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|